Tydzień minął z zadziwiająco szybko. Moje życie leci dalej, a ja wcale nie próbuje go zmienić.
Jem, sprzątam, śpię i tak w kółko. Działam, bo muszę coś robić. Nie płacze, to jedno z kilku zalet czego nauczyła mnie gra. Płacz przynosi ulgę, ale nic nie zmienia. Nie płacz, tylko wtedy możesz coś osiągnąć, zmienić.
Tylko skąd ja mam wiedzieć czego teraz potrzebuje?
Dziś jest ważny mecz z naszym największym przeciwnikiem. Pomimo wszystko postanowiłam na niego pójść. Dziewczyny potrzebują wsparcia, a ja tak bardzo przeżywam w sobie ostatnią porażkę z tym zespołem, że nawet z tak zwalonym życiem, nie miałam zamiaru ominąć tak ważnego spotkania.
Oczywiście, to proste, że na trybunach przeżywa się to dwa razy gorzej niż podczas gry. Siedziałam i pierwszy raz od czasu odejścia miałam ochotę zagrać. Fala chęci wejścia na boisko i pomocy dziewczynom była tak duża, że przez chwilę zastanawiałam się czy nie wrócić. Tylko przez chwilę. Dobre miejsce to oczywiste, w końcu oficjalnie moje nazwisko nadal widnieje na liście zawodników przynależnych do klubu, ale to nie zmienia faktu, że jestem idealnie na odstrzale fotografów. Miałam spokój w głowie do czasu gdy nie usłyszałam spikera.
-Pomijając wydarzenia z boiska, obecnością na meczu zaszczycili nas wspaniali ludzie- zaczyna nudnym głosem wymieniać prezesów, sponsorów i ludzi tego świata, co tak mnie interesuje, że aż ziewam patrząc jedynie na ich twarze pokazane na ogromnym ekranie, w końcu pokazuje się znajoma twarz a ja cieszę się, że nie ma przy mnie żadnego fotografa. Z otwartą buzią patrzę na...właściwie kim on tak naprawdę jest?
-...i jak pewnie wielu z państwa już poznało- Jakub Kresowicz. Dla tych którzy o piłce nożnej nie mają najmniejszego pojęcia, przedstawię szybko jego postać.Jeden z najlepiej zapowiadających się Polskich piłkarzy, reprezentant kraju, piłkarz Legii Warszawa grający na pozycji napastnika. Krecha chyba dobrze przedstawiłem?- chłopak z uśmiechem na twarzy uniósł kciuk w górę co znaczyło odpowiedź potwierdzającą. Dobra, ale ja jestem głupia. Wiedziałam, że skądś go znam, ale nigdy nie pomyślałabym, że z gazet czy też telewizji. No tak, dobrze ubrany z kasą i fajnym szpanerskim samochodem, idealnie pasuje do "typowego" piłkarza. Już do końca meczu nie mogłam się skupić na oglądaniu. Wciąż rozglądałam się poszukując mojego piłkarza. Znaczy się mojego nowego odkrycia niskiego procentu inteligencji.
Wracałam do domu. Dziewczyny wygrały i było naprawdę co świętować. Oczywiście wciągnęły mnie szybko w ten swój wir radości i do domu wracałam w opłakanym stanie, ledwo trzymając się na nogach.
Świat był lekko przymglony, a droga bardziej krzywa i dziurawa niż zawsze. Przejechał koło mnie czarny samochód i zatrzymał się kilka metrów przede mną. Cholera. Czułam, że zaraz stanie się coś niefajnego, ale mimo wszystko szłam dalej prosto przed siebie rozglądając się za ludźmi których nigdzie nie było.
Kiedy zbliżyłam się do samochodu wysiadł z niego "piłkarz". Nie mogłam z jego miny rozszyfrować po co się zatrzymał, zawsze byłam w takich rzeczach beznadziejna. To Eliza mówiła mi zawsze...stop zamknęłam oczy. Nie będziesz teraz myśleć o tej podłej kozie.
-Dobrze się pani czuje?- oh, jakiż miły. Zwraca się do mnie z prawdziwą troską. Nadal kręciło mi się w głowie i nie do końca kontaktowałam myślowo. Ejej, czy Marta nas już sobie nie przedstawiła?
-Nie...taak. Dziękuje.- otworzyłam oczy i patrzyłam teraz prosto na niego. Wydał mi się jeszcze bardziej przystojny niż za pierwszym razem jak go zobaczyłam, ale to mogło być spowodowane sporą dawką alkoholu. A po za tym widziałam go wcześniej chyba no nie? Nie wiedziałam co mam zrobić. Głupio mi było odejść, a on się nie odzywał, TYLKO STAŁ.
-Zatrzymałeś się tylko po to, żeby zapytać czy dobrze się czuje, bo nie wiem czy mam sobie pójść?-zapytałam raczej mimo swojej woli. Na jego twarzy pojawił się lekko ironiczny uśmiech z którym muszę powiedzieć niestety, było mu do twarzy.
-Nie, jasne, że nie. Myślałem sobie, że chciałbyś żebym cię podwiózł do domu - teraz było słychać w jego głosie raczej rozkaz i pewność siebie niż troskę. A i w ogóle dlaczego już nie "panią"? Podobało mi się to.
-Ja chce?- zaśmiałam się sztucznie - no raczej wątpię, żebym chciała jeździć z kimś obcym po nocy. Nie, dziękuje trafie sama.- ruszyłam do przodu wyprostowana, starając się iść prosto. Zbyt sztywno, nawet i jak na takiego banana jak ja.
- No proszę cie. Teraz nie zostawię cie na ulicy samej. Jeszcze coś by ci się stało -zachwiałam się, a on zagrodził mi drogę.-Pozwól mi się odwieść do domu i tylko tyle.- Ja chociaż wysoka, byłam sporo niżej od niego, musiał mieć z jakieś 185 co najmniej. Nie bardzo interesowały mnie jego dobre chęci. Kręciło mi się w głowie i chciałam żeby dał mi spokój.
-Oj odwal się. Po pierwsze żaden normalny człowiek się nie zatrzymuje do obcej osoby bez powodu-no chyba, że ma jakiś powód- to co innego, po drugie to co gadasz jest bez sensu, ja jestem duża, wracam do domu często o tak późnej porze i umiem o siebie zadbać- chciałam iść, ale on złapał mnie za rękę. Patrzyłam pod nogi, zamiast na niego.
-Masz zamiar iść sama taki kawał drogi? Nie będzie po prostu prościej jak cię odwiozę?-spytał znów tym troskliwym tonem. Uległam. I bolała mnie już ręka, a on chyba nie miał zamiaru jej puścić.
-No dobra! Tylko do cholery puść- wyszarpałam swoją dłoń z jego uścisku.
-Okej to wsiadaj.-pełen radości wskazał mi ręką na samochód.
-Jesteś jakiś pojebany, ale ok- byłam poirytowana, ale wsiadłam do samochodu. Teraz to on patrzył na mnie krzywo.
-O co Ci chodzi?-zmierzyłam go wzrokiem, a on wywrócił oczami i przekręcił kluczyk.
-O nic. Po prostu nie rozumiem dlaczego mnie tak traktujesz- patrzyłam na niego z otwartą buzią a on kciukiem lekko uderzał o kierownice- zaproponowałem ci tylko pomoc, oddałem portfel, a ty zachowujesz się jakbym ci go ukradł.- zjechał wzrokiem na swoje buty z lekko zaróżowionymi policzkami. On miał racje. Jestem materialistką. Oceniam go po wyglądzie i wypasionych sprzętach.
-Przepraszam- mruknęłam cicho pod nosem.
-Za co przepraszasz?- spojrzał na mnie lekko rozbawiony. Teraz to ja wywróciłam oczami.
-Za moje chamskie zachowanie. Po prostu ostatnio zbyt wiele osób mnie skrzywdziło- spojrzał na mnie z ukosa, ale nic nie powiedział tylko mocno zacisnął usta, skupiając swoją całą uwagę na drodze. Nie próbowałam go zagadywać ani nawet zmuszać do zwrócenia uwagi na mnie, zamknęłam oczy i sama nie wiem kiedy odpłynęłam.
-Ej nie śpij, jesteśmy już na miejscu- potrząsał delikatnie za moje ramie. Otworzyłam oczy. Było mi bardzo zimno a na dodatek zbierało mi się na wymioty. Chciałam tylko podziękować mu za pomoc i wyjść.
-Cześć skarbie- odebrał telefon- no właśnie już wracam. Tak miałem mały problem, ale już jest ok. Nie nic się nie stało naprawdę. Nie martw się o mnie. No papa, też cie kocham- rozłączył się wciskając czerwony guzik.
-Naprawdę dziękuje za pomoc. Nie musiałeś tego robić- wypowiedziałam szybko, zrobiło mi się bardzo przykro słuchając jego rozmowy. Wrócił ból i to z podwojoną siłą. Ledwo hamowałam łzy. Chciałam jak najszybciej wyjść i móc płakać do poduszki. Otworzyłam drzwi i już chciałam wysiąść, ale on złapał mnie za rękę.
-Na pewno wszystko dobrze?- patrzył na mnie tymi swoimi ciepłymi, ciemnymi oczami. Uśmiechnęłam się lekko oddalając myśli.
-Tak pewnie, do widzenia- wyszłam na zewnątrz.
-Do zobaczenia- usłyszałam w odpowiedzi.
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA! No się doczekałam! Mną się inspirujesz opisując zachowanie głównej bohaterki...? xd
OdpowiedzUsuńChciałam poinformować, że nominowałam Cię do nagrody The Versatile Blogger :) Więcej szczegółów znajdziesz na moim blogu w odpowiedniej zakładce (nie-dusza-kocha-lecz-oczy.blogspot.com/). Jeśli masz ochotę przyłączyć się do zabawy, to zapraszam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,Maniek ;*