środa, 26 czerwca 2013

Rozdział II

Tydzień minął z zadziwiająco szybko. Moje życie leci dalej, a ja wcale nie próbuje go zmienić.
Jem, sprzątam, śpię i tak w kółko. Działam, bo muszę coś robić. Nie płacze, to jedno z kilku zalet czego nauczyła mnie gra. Płacz przynosi ulgę, ale nic nie zmienia. Nie płacz, tylko wtedy możesz coś osiągnąć, zmienić.
Tylko skąd ja mam wiedzieć czego teraz potrzebuje?
Dziś jest ważny mecz z naszym największym przeciwnikiem. Pomimo wszystko postanowiłam na niego pójść. Dziewczyny potrzebują wsparcia, a ja tak bardzo przeżywam w sobie ostatnią porażkę z tym zespołem, że nawet z tak zwalonym życiem, nie miałam zamiaru ominąć tak ważnego spotkania.
Oczywiście, to proste, że na trybunach przeżywa się to dwa razy gorzej niż podczas gry. Siedziałam i pierwszy raz od czasu odejścia miałam ochotę zagrać. Fala chęci wejścia na boisko i pomocy dziewczynom była tak duża, że przez chwilę zastanawiałam się czy nie wrócić. Tylko przez chwilę. Dobre miejsce to oczywiste, w końcu oficjalnie moje nazwisko nadal widnieje na liście zawodników przynależnych do klubu, ale to nie zmienia faktu, że jestem idealnie na odstrzale fotografów. Miałam spokój w głowie do czasu gdy nie usłyszałam spikera.
-Pomijając wydarzenia z boiska, obecnością na meczu zaszczycili nas wspaniali ludzie- zaczyna nudnym głosem wymieniać prezesów, sponsorów i ludzi tego świata, co tak mnie interesuje, że aż ziewam patrząc jedynie na ich twarze pokazane na ogromnym ekranie, w końcu pokazuje się znajoma twarz a ja cieszę się, że nie ma przy mnie żadnego fotografa. Z otwartą buzią patrzę na...właściwie kim on tak naprawdę jest?
-...i jak pewnie wielu z państwa już poznało- Jakub Kresowicz. Dla tych którzy o piłce nożnej nie mają najmniejszego pojęcia, przedstawię szybko jego postać.Jeden z najlepiej zapowiadających się Polskich piłkarzy, reprezentant kraju, piłkarz Legii Warszawa grający na pozycji napastnika. Krecha chyba dobrze przedstawiłem?- chłopak z uśmiechem na twarzy uniósł kciuk w górę co znaczyło odpowiedź potwierdzającą. Dobra, ale ja jestem głupia. Wiedziałam, że skądś go znam, ale nigdy nie pomyślałabym, że z gazet czy też telewizji. No tak, dobrze ubrany z kasą i fajnym szpanerskim samochodem, idealnie pasuje do "typowego" piłkarza. Już do końca meczu nie mogłam się skupić na oglądaniu. Wciąż rozglądałam się poszukując mojego piłkarza. Znaczy się mojego nowego odkrycia niskiego procentu inteligencji.
Wracałam do domu. Dziewczyny wygrały i było naprawdę co świętować. Oczywiście wciągnęły mnie szybko w ten swój wir radości i do domu wracałam w opłakanym stanie, ledwo trzymając się na nogach.
Świat był lekko przymglony, a droga bardziej krzywa i dziurawa niż zawsze.  Przejechał koło mnie czarny samochód i zatrzymał się kilka metrów przede mną. Cholera. Czułam, że zaraz stanie się coś niefajnego, ale mimo wszystko szłam dalej prosto przed siebie rozglądając się za ludźmi których nigdzie nie było.
Kiedy zbliżyłam się do samochodu wysiadł z niego "piłkarz". Nie mogłam z jego miny rozszyfrować po co się zatrzymał, zawsze byłam w takich rzeczach beznadziejna. To Eliza mówiła mi zawsze...stop zamknęłam oczy. Nie będziesz teraz myśleć o tej podłej kozie.
-Dobrze się pani czuje?- oh, jakiż miły. Zwraca się do mnie z prawdziwą troską. Nadal kręciło mi się w głowie i nie do końca kontaktowałam myślowo. Ejej, czy Marta nas już sobie nie przedstawiła?
-Nie...taak. Dziękuje.- otworzyłam oczy i patrzyłam teraz prosto na niego. Wydał mi się jeszcze bardziej przystojny niż za pierwszym razem jak go zobaczyłam, ale to mogło być spowodowane sporą dawką alkoholu. A po za tym widziałam go wcześniej chyba no nie? Nie wiedziałam co mam zrobić. Głupio mi było odejść, a on się nie odzywał, TYLKO STAŁ.
-Zatrzymałeś się tylko po to, żeby zapytać czy dobrze się czuje, bo nie wiem czy mam sobie pójść?-zapytałam raczej mimo swojej woli. Na jego twarzy pojawił się lekko ironiczny uśmiech z którym muszę powiedzieć niestety, było mu do twarzy.
-Nie, jasne, że nie. Myślałem sobie, że chciałbyś żebym cię podwiózł do domu - teraz było słychać w jego głosie raczej rozkaz i pewność siebie niż troskę. A i w ogóle dlaczego już nie  "panią"? Podobało mi się to.
-Ja chce?- zaśmiałam się sztucznie - no raczej wątpię, żebym chciała jeździć z kimś obcym po nocy. Nie, dziękuje trafie sama.- ruszyłam do przodu wyprostowana, starając się iść prosto. Zbyt sztywno, nawet i jak na takiego banana jak ja.
- No proszę cie. Teraz nie zostawię cie na ulicy samej. Jeszcze coś by ci się stało -zachwiałam się, a on zagrodził mi drogę.-Pozwól mi się odwieść do domu  i tylko tyle.- Ja chociaż wysoka, byłam sporo niżej od niego, musiał mieć z jakieś 185 co najmniej. Nie bardzo interesowały mnie jego dobre chęci. Kręciło mi się w głowie i chciałam żeby dał mi spokój.
-Oj odwal się. Po pierwsze żaden normalny człowiek się nie zatrzymuje do obcej osoby bez powodu-no chyba, że ma jakiś powód- to co innego, po drugie to co gadasz jest bez sensu, ja jestem duża, wracam do domu często o tak późnej porze i umiem o siebie zadbać- chciałam iść, ale on złapał mnie za rękę. Patrzyłam pod nogi, zamiast na niego.
-Masz zamiar iść sama taki kawał drogi? Nie będzie po prostu prościej jak cię odwiozę?-spytał znów tym troskliwym tonem. Uległam. I bolała mnie już ręka, a on chyba nie miał zamiaru jej puścić.
-No dobra! Tylko do cholery puść- wyszarpałam swoją dłoń z jego uścisku.
-Okej to wsiadaj.-pełen radości wskazał mi ręką na samochód.
-Jesteś jakiś pojebany, ale ok- byłam poirytowana, ale wsiadłam do samochodu. Teraz to on patrzył na mnie krzywo.
-O co Ci chodzi?-zmierzyłam go wzrokiem, a on wywrócił oczami i przekręcił kluczyk.
-O nic. Po prostu nie rozumiem dlaczego mnie tak traktujesz- patrzyłam na niego z otwartą buzią a on kciukiem lekko uderzał o kierownice- zaproponowałem ci tylko pomoc, oddałem portfel, a ty zachowujesz się jakbym ci go ukradł.- zjechał wzrokiem na swoje buty z lekko zaróżowionymi policzkami. On miał racje. Jestem materialistką. Oceniam go po wyglądzie i wypasionych sprzętach.
-Przepraszam- mruknęłam cicho pod nosem.
-Za co przepraszasz?- spojrzał na mnie lekko rozbawiony. Teraz to ja wywróciłam oczami.
-Za moje chamskie zachowanie. Po prostu ostatnio zbyt wiele osób mnie skrzywdziło- spojrzał na mnie z ukosa, ale nic nie powiedział tylko mocno zacisnął usta,  skupiając swoją całą uwagę na drodze. Nie próbowałam go zagadywać ani nawet zmuszać do zwrócenia uwagi na mnie, zamknęłam oczy i sama nie wiem kiedy odpłynęłam.
-Ej nie śpij, jesteśmy już na miejscu- potrząsał delikatnie za moje ramie. Otworzyłam oczy. Było mi bardzo zimno a na dodatek zbierało mi się na wymioty. Chciałam tylko podziękować mu za pomoc i wyjść.
-Cześć skarbie- odebrał telefon- no właśnie już wracam. Tak miałem mały problem, ale już jest ok. Nie nic się nie stało naprawdę. Nie martw się o mnie. No papa, też cie kocham- rozłączył się wciskając czerwony guzik.
-Naprawdę dziękuje za pomoc. Nie musiałeś tego robić- wypowiedziałam szybko, zrobiło mi się bardzo przykro słuchając jego rozmowy. Wrócił ból i to z podwojoną siłą. Ledwo hamowałam łzy. Chciałam jak najszybciej wyjść i móc płakać do poduszki. Otworzyłam drzwi i już chciałam wysiąść, ale on złapał mnie za rękę.
-Na pewno wszystko dobrze?- patrzył na mnie tymi swoimi ciepłymi, ciemnymi oczami. Uśmiechnęłam się lekko oddalając myśli.
-Tak pewnie, do widzenia- wyszłam na zewnątrz.
-Do zobaczenia- usłyszałam w odpowiedzi.

wtorek, 23 kwietnia 2013

Rozdział I

Rozdział1
Dotarłam do domu, wyjęłam butelkę whisky i już nic nie było ważne.Wyłączyłam telefon, nie chciałam w tym momencie z nikim rozmawiać. Położyłam się na kanapie i leżałam tak bez ruchu długie godziny. To takie dziwne jak jeden mężczyzna mógł wywrócić wszystko, na co pracowałam tyle lat. Byłam w nim zakochana, stał się częścią mojego świata a także mnie samej. A on w taki prosty sposób zniszczył mnie i moje tak idealnie poukładane życie. Straciłam przez niego coś więcej. Nawet siatkówka którą kocham najbardziej, straciła sens. Przewróciłam się na drugi bok i zasnęłam.
Rano obudził mnie hałas. Ktoś walił do drzwi. Pełna niechęci podniosłam się z kanapy i zaczęłam ogarniać na stole pozostałości z wczoraj. Za drzwiami ucichło. Miałam nadzieję, że "ktoś już sobie poszedł. Podeszłam do okna,aby sprawdzić. Siedzący tam Tomasz na jakieś gazecie ,zasłaniał mi widok. Odsunęłam kota ręką i widziałam przez okno na dworze Elizę, która właśnie otwiera sobie drzwi kluczem zapasowym. Eh, to był błąd z mojej strony, że kiedyś ją tak dobrze wyposażyłam.
Stałam dalej bez ruchu jak w murowana, do czasu kiedy nie poczułam jej ręki na swoim ramieniu. Odwróciłam głowę w jej stronę.
-Dlaczego mnie nie wpuściłaś?-westchnęła a ja spuściłam wzrok na podłogę.
-Nie słyszałam, że pukasz- nie miałam pomysłu na inną odpowiedź.
-To dlaczego niby stoisz w oknie?-teraz jej oczy dokładnie przyglądały się mojej twarzy. Cholera, możliwe, że pozostały na niej oznaki płaczu w postaci rozmazanego makijażu. Spojrzałam na bok i znów zobaczyłam tą gazetę.
-Czytałam gazetę.-podniosłam ją i podałam jej do dłoni-Napijesz się czegoś?-próbowałam uciec od jej surowego wzroku i uciekłam  do kuchni.
-Dwie bramki Legii, ehh nasza nowa gwiaazda dobrze sobie radzi-odwróciła gazetę na drugą stronę-Szkoda tylko, że to gazeta sprzed tygodnia.-Westchnęła cicho i podniosła się z kanapy.- Aguś, co się z Tobą dzieje!
-Naprawdę nie wiem o co Ci chodzi - udało mi się to wypowiedzieć przekonującym tonem -Mówiłam Ci, że po prostu jestem zbyt przemęczona, muszę odpocząć, nic więcej- końcówkę wzmocniłam, może nawet zbyt głośno. Mimo to Eliza nie dała za wygraną.
-Wszystkich oszukasz, ale nie mnie. Pamiętaj o tym.-Tu miała rację,  nigdy nawet nie próbowałam wciskać jej kitów, zawsze wszystko wiedziała najlepiej.
-Ja pierdziele, ty zawsze musisz mieć racje!-rzuciłam poduszką o podłogę- to wszystko przez niego! Nie mogę zrobić już nic. Wszystko mi o nim przypomina, siatka, miejsca, WSZYSTKO!-wzruszam beznamiętnie ramionami i opadam na fotel.- Nawet gdy dostaje esa lub gdy ktoś dzwoni, ciągle mam nadzieje, że to on.-Właśnie! "Gdzie jest mój telefon?" przechodzi mi przez myśli i próbuje odnaleźć komórkę w stertach papieru na szafce. Mam 4 połączenia nieodebrane. Trzy od "elizka", a jedno od nieznajomego numeru.
-Sorry, wyłączyłam telefon na noc- wywróciłam oczami na jej surowe spojrzenie.
-Rozmawiałyśmy już o tym. Nasza gwiazda odeszła od ciebie i już nie wróci. On nie jest nawet Ciebie godny! To zwykły zakochany w sobie palant, żyjący tylko dla swojej chwilowej popularności!-prychnęła z pogardą- Nie możesz niszczyć wszystkiego przez jednego dupka.
-ALE JA NIE MOGĘ PRZESTAĆ O NIM MYŚLEĆ!-normalnie pewnie bym się już rozpłakała, ale coś w środku zablokowało mnie, a ta bariera wydawała się nie do przełamania. Zamknęłam na kilka sekund oczy, otworzyłam je i znów mówiłam spokojnym głosem. -On jest świetnym zawodnikiem, mam wielkie poczucie humoru, wspaniały charakter, nieziemski wygląd, a do tego był mój. Był mój a ja go straciłam- słowa utknęły mi w gardle, nie umiałam powiedzieć nic więcej.
-To zwykły arogancki  matoł jakich wiele.-Przyniosła szklanki i sok z kuchni, gdzie wszystko zostawiłam, kompletnie o tym zapominając. -Nie daj się, musisz być silna. Widziałaś tą jego nową dupeczkę? Zobacz co on z siebie zrobił! Zrezygnował z ciebie dla takiego wraku. Ta lala jest bardziej plastikowa niż moja barbie z dzieciństwa!-warknęła z obrzydzeniem. Ta uwaga była bardzo trafna, nie mogłam powstrzymać się od uśmiechu. Eliza wyraźnie lekko się wyluzowała widząc moją reakcje.
-Masz racje co do niej, nie potrafię pojąć dlaczego wybrał właśnie ją-wzdrygnęłam się gdy jej twarz prześlizgnęła się przez moje myśli.-ona jest z z nim tylko dla kasy, seksu. Nic więcej, nie rozumiem dlaczego on wybrał JĄ. To nie w jego stylu- Eliza wywróciła oczami i prychnęła.
-Miałam ci tego nie mówić- przyglądałam się jej z dystansem, spodziewając się, że usłyszę coś czego nie chce słyszeć - on taki jest. -"NIE! Nie chcesz tego słyszeć" moja głowa nie wytrzymała.
-Co niby znów? Może mnie jeszcze zdradzał?- prychnęłam ze złością, a reakcja Elizy była bardziej niż bardzo zadziwiająca. Otworzyła buzie ze strachem, po czym zaczęła patrzeć pod nogi zamiast na mnie.
Nie, ona tak nie reaguje na nic.
-Tak, właśnie tak- teraz patrzyła na mnie wprost. Z muru we mnie zaczęły wypadać pojedyncze cegły, myślałam, że za chwilę się rozpłacze. Znów musiałam zamknąć oczy, aby nie wstać i nie przywalić głową o ścianę.
-Błagam, powiedź, że to nie prawda!- szepnęłam raczej sama do siebie niż do niej.
-Nie mogę. Aga- przysłoniłam twarz dłoniom.-Pamiętasz imprezę u Majki? On nie tylko odwiózł mnie do domu. Spytał się czy może wejść, ja oczywiście z grzeczności zaprosiłam go do środka. Potem poszło samo. Zrozum byłam pijana, a on mnie uwiódł. Potrafisz wybaczyć mu coś takiego?- teraz to ja prychnęłam.
-Nie, ale liczyłam na lojalność przyjaciółki. Nie rozumiem jak mogłaś mi to zrobić! Moja najlepsza przyjaciółka? I to wcale nie jest tak, że on cię zbajerował. Zawsze miałaś na niego ochotę!-Wstałam z fotela i ustałam centralnie na przeciwko niej.- Zawsze byłaś przeciwna naszemu związkowi właśnie z tego powodu  - miałam ochotę złapać ją za głowę i powyrywać jej wszystkie włosy.
-Tak, byłam zawsze- teraz i ona również wstała- Nigdy nie rozumiałam jak ktoś taki jak on, mógł  być tyle czasu z taką osobą jak ty- nie do wiary! A więc to cały czas myślała, szkoda tylko, że dopiero teraz odważyła się powiedzieć to co myśli.
-Uważam, że powinnaś już iść-nie miałam ochoty słuchać co jeszcze ma do powiedzenia, a powstrzymywanie siebie przed rzuceniem się na nią stawało się coraz trudniejsze do poskromienia.
-Możesz się oszukiwać, ale i tak wszyscy wiedzą jak jest. Ty i on? Hahaha to było zbyt nierealne aby miało trwać wiecznie- nie wytrzymałam, otworzyłam drzwi.
-WYNOŚ SIĘ STĄD! NIE CHCE CIĘ TU NIGDY WIĘCEJ WIDZIEĆ- złapałam ją za nadgarstek i wyprowadziłam na zewnątrz. Nie przejęła się tym zbytnio, wyszła z tym swoim drwiącym uśmieszkiem.
-Zastanów się co robisz Agatko, teraz nie masz już nikogo. NIC-odwróciła się i poszła.
-Wole nie mieć nic, niż mieć koło siebie taka szmatę- prychnęłam ze złością i trzasnęłam drzwiami.
Telefon, gdzie ten cholerny telefon. Wykręciłam numer.
-Hallo- to ona nawet teraz odbiera jego telefony.
-Cześć tu Agata, daj mi Mateusza.- warknęłam
-On nie chce z tobą rozmawiać.- ten jej przesłodzony głosik wcale nie pomógł mi się uspokoić.
-Nie pierdziel głupot i daj mu ten cholerny telefon!- wrzasnęłam do słuchawki. Widocznie pomogło, bo to jego głos usłyszałam w słuchawce.
-Słucham.
-Cześć, dziękuje ci za zmarnowanie całego życia. Zadowolony jesteś z siebie? Teraz nie mam już nic, powinieneś być z siebie dumny- syknęłam do słuchawki.
-Co ty mówisz...-tak teraz będzie udawał debila.
-Nienawidzę cie, zabrałeś mi wszystko.
-Agata, spotkamy się porozmawiamy- "zabawny jesteś",rozłączyłam się.
-NIE TOMASZ NIE!- niestety zareagowałam zbyt późno, kwiatek wylądował na ziemi.
-Pf głupi kocie, czemu ty też jesteś przeciwko mnie?- schyliłam się a rudy kot z wielką gracją skoczył na ziemie i zaczął ocierać się o moje nogi.
-Teraz jesteśmy tylko my dwoje-pogłaskałam go po główce a on zaczął  głośno mruczeć.

Posprzątałam cały dom, przesadziłam kwiatki, ugotowałam sobie obiad...
Za wszelką cenę próbowałam znaleźć sobie zajęcie, ale to nie pomogło. Ciągle myślałam o tym co się wydarzyło rano. Zrezygnowana usiadłam na kanapie i zaczęłam składać pranie. Humor wcale mi się nie polepszył, bo nie miałam już nic do roboty. Usłyszałam telefon, niechętnie wzięłam go z szafki. Dzwonił ten sam numer co rano. Zapamiętałam po końcówce "123". Wcisnęłam zieloną słuchawkę.
-Halo.
-Cześć rozmawiam z Agatą?- głos w słuchawce wydawał mi się dziwnie znajomy.
-Tak, a ja z kim mam przyjemność?
-Agatko! Z tej strony Marta Osowska pamiętasz mnie?- jakżebym mogła nie pamiętać. Dwa lata gdy mieszkała w Warszawie na tej samej klatce co ja z rodzicami, są bardzo dobrze przechowywane w mojej głowie.
-Marta? No jasne, że pamiętam. Co tam u ciebie słychać? Nie widziałyśmy się pewnie już jakieś 7 lat!- to dziwne, ale nie miałam z jej osobą żadnych niezbyt miłych wspomnień. Pewnie dlatego tak się ucieszyłam słysząc, że to ona.
-A u mnie bardzo dobrze. Wyszłam za mąż, mam wspaniałego męża i córeczkę. Jestem naprawdę szczęśliwa. A u Ciebie co słychać?- skrzywiłam się lekko, no tak tylko moje życie się rozpada.
-Mam małe problemy. Przestałam grać na razie - nie miałam zbytniej ochoty na spowiadanie się jej przez telefon- Słuchaj, ale chyba nie zadzwoniłaś do mnie tylko aby zapytać co u mnie słychać?
-Ojej przepraszam, od razu powinnam chyba od tego zacząć. Mój kolega znalazł twój portfel no i tak wyszło, że nam pokazał twój dowód, no to ja ogarnęłam, że się znamy i dlatego dzwonie- chwila, że co? Automatycznie rzuciłam się do płaszcza. Brakowało tam tylko portfela.
-Jejku, nawet nie wiedziałam, że go zgubiłam!-miałam mętlik w głowie. Niby kiedy?- Słuchaj a gdzie on go znalazł?
-A nie wiem, spytasz się go sama. No właśnie, możemy się jakoś umówić dziś wieczorem, żebym ci go oddała? To znaczy oczywiście jeżeli masz czas, bo to że chcesz go odzyskać to raczej oczywiste.
Spojrzałam na zegarek.
-Ok to jakaś propozycja gdzie?
-Może  "Green Coffee" o 6 ?
-No jasne, mi pasuje.
-W takim razie do zobaczenia - rozłączyła się zanim ja zdążyłam powiedzieć jakiekolwiek słowo.
Wyczuwałam już wtedy, że to nie będzie zbyt przyjemne spotkanie i się wcale nie myliłam.
-...no i Marcin zabrał mnie wtedy do Francji, pamiętasz Marcin?-blablabla, ile można gadać o sobie? Było mi głupio. Siedziałam z nią i jej mężem i tylko słuchałam na temat ich idealnego życia.
-Wiecie co ja chyba muszę już iść-nie patrzyłam na nich, humor zepsuł mi się jeszcze bardziej- o ile było to w ogóle możliwe.
-Nie możesz jeszcze! Nie poznałaś Jakuba- o nie! Jeszcze jeden nadęty osobnik był mi niezwłocznie potrzebny  do towarzystwa.
-Nie, niestety muszę już iść, mam kilka spraw do załatwienia jeszcze w domu -tak tak mnóstwo książek, ewentualnie mycie okien czyli sprawy natychmiastowe.
-O on to ma wyczucie, właśnie przyjechał!- Marcin wskazał na okno. Spojrzałam za nim. Na dworze za oknem stało czarne Audi i właśnie wysiadał z niego mężczyzna. Ciemne zmierzwione przez wiatr włosy, apetyczne usta o idealnym kształcie, lekki zarost. Okulary przeciwsłoneczne zasłaniały mu oczy, no i na pewno był ubrany w jakieś oryginalne ciuchy. Wyglądał jednym słowem "hot"- jak to by powiedziały  moje koleżanki z drużyny.
-Siema -wszedł do pomieszczenia a ja skrępowana swoimi myślami patrzyłam pod nogi- sorry za spóźnienie miałem jeszcze parę spraw do załatwienia - tak książę, dzięki żeś mi przypomniał.
-Właśnie, ja naprawdę muszę lecieć-uścisnęłam dłoń Marcinowi, ale Marta nie dała się tak łatwo.
-O naprawdę musisz?- jej udawanie proszącego pieska wyglądało raczej żałośnie niż jakkolwiek inaczej.
-Tak, miło było się spotkać- cmoknęłam ją w policzek. Chciałam już wyjść, ale mi się przypomniało.
-A i dzięki wielkie za portfel- to skierowałam już w kierunku nowo "poznanego" mężczyzny. Zdjął już okulary. Wyglądał dziwnie znajomo.
-Nie ma za co-podniósł rękę w geście pożegnania posyłając jednocześnie minę-"spływaj maleńka", a co gorsza jego głos również wydawał mi się znajomy. Cholerny nadęty dupek z kasą. Zmusiłam się do posłania jeszcze jednego uśmiechu w stronę Marty i wyszłam.



sobota, 23 marca 2013

Wstęp.

Opowiadanie jest pisane dla najwspanialszych przyjaciółek na świecie, które zawsze przy mnie są, mogę na nie liczyć bez względu na wszystko, zawsze wspierają mnie w dążeniu do końca przy nawet najgłupszych pomysłach, a także obydwie są najlepszymi rozgrywającymi na świecie. P i A dziękuje.
/Oraz tradycyjnie dla K która nie ma wyboru i musi czytać te wszystkie bzdury. Pamiętaj, zawsze możesz na mnie liczyć.

Teraz muszę na wstępie przeprosić moich małych kolegów z Polonii, wybaczcie mi. Pomimo wielkiej sympatii do was - to właśnie musiał być ten klub.


  • -MVP ZOSTAJE KAMILA SKRZYNECKA!-oczy Kamilki przepełniły łzy. Tak to my, wspaniała drużyna stoimy na podium, pierwszy raz w historii. Hala pełna ludzi, kibiców którzy w nas wierzyli do końca. Teraz głośno wykrzykują imię najlepszej zawodniczki. My krzyczymy razem z nimi. Ja z nagrodą najlepszej libero, stoję i wyczekuje na nasze wspaniałe medale. Marzenia się spełniają.
Obudziłam się. Znów mi się śniło nasze zwycięstwo, teraz zaczynamy nowy sezon. Pomimo przypomnienia sobie tej, jakże cudownej sceny, humor  pozostaje ten sam od tygodnia- pustka. Chcąc czy też nie chcąc, ubieram się. Pakuję rzeczy na trening do torby i wychodzę z pokoju aby zjeść śniadanie. Dziś mam podjąć decyzje, trener i tak dał mi zbyt wiele czasu do namysłu. Z niechęcią pochłaniam wszystko z talerza i idę wziąć szybki prysznic. Tak, czuję jakby razem z wodą odpływały wszystkie myśli. Szybko susze włosy. W lekko zaparowanym lustrze widzę swoje odbicie. Nie uważam, abym miała nieziemsko piękną urodę, ale największym pasztetem też nie jestem. Oliwkowa cera, szaro-zielone oczy, dużo brązowych lekko pofalowanych włosów. Jednym ruchem cały obraz został rozmazany przez rękę i znika kiedy ja wychodzę. Założyłam buty i wyszłam z domu.
Chociaż mogłam spokojnie w 10 minut dojść na hale, to i tak wsiadłam do autobusu. Jakoś nie miałam ochoty patrzeć na ciągle gdzieś  spieszących się warszawiaków.
Kiedy weszłam do szatni wszystkie dziewczyny już w niej były. Teraz przyglądały mi się z ukosa. Udałam, że tego nie zauważyłam i cicho wymamrotałam: cześć.
-Trener się o ciebie pytał- niezawodna Kaśka. Zawsze umie podnieść na duchu.
-Przebiorę się  i do niego pójdę- zaczęłam wypakowywać rzeczy z torby.
-Mówił, że jak się pojawisz to masz NATYCHMIAST się do niego zgłosić- jak ja kocham ten jej władczy ton. Jak zawsze z obroną przyszła Eliza.
-Która przebrana miała chyba się już rozgrzewać- posłała jej sztuczny  uśmiech i otworzyła drzwi wskazując na nie ręką . Kasia spojrzała na nią z oburzeniem po czym wyszła. Westchnęłam cicho.
-Nie przejmuj się nią. To tylko i wyłącznie twój wybór- Eliza pogłaskała mnie po głowie. 
-Tak, chodźmy już- wstałam, nie mogłam już wytrzymać tego natarczywego spojrzenia dziewczyn.
Weszłyśmy na sale i zaczęłyśmy rozgrzewkę. Cały trening odbył się normalnie, dziwnie nawet bez żadnych sprzeczek. Wychodziłam już z dziewczynami pod prysznic gdy usłyszałam swoje imię.
-Agata!- podeszłam do trenera- Chyba najwyższy czas porozmawiać.
-Owszem, miałam za chwilę przyjść do pana- spuściłam głową, aby nie patrzeć mu w oczy.
-Tak więc co mam zrobić z tym świstkiem co leży u mnie na biurku?- teraz na niego spojrzałam. Tak tu byłam pewna tego, że muszę go zapewnić co do mojej decyzji.
-Odchodzę -powiedziałam cicho-nie chce grać w siatkówkę.-wypowiedziałam to już głośniej- Nie, nie chodzi o to, że z pana drużyną. Chce odpocząć-westchnęłam i dodałam- muszę odpocząć. 
-Oczywiście. Rozumiem to jako chwilową przerwę.- jego przenikliwe niebieskie oczy spowodowały, że aż przeszły po mnie dreszcze.
-Tak trenerze, ale ja nie wrócę- powiedziałam przekonując bardziej siebie niż jego, zadziwiająco oschłym tonem.
-Wrócisz Agatko,wrócisz- posłał mi ten swój pełen pewności siebie uśmiech, po czym odwrócił się i odszedł zostawiając mnie z głową pełną pytań.
Szłam przed siebie próbując wyprzedzić potok myśli. Nie miałam żadnego celu, po prostu zaczęłam inne życie.
-Uważaj trochę!- wpadłam na chłopaka stojącego na stacji, odwróciłam się i zobaczyłam na jego szyi szalik Legii. "Kolejny "kibic" Legii"-pomyślałam 
-Patrz gdzie stoisz, to nie stadion-prychnęłam. Jego reakcja była dość dziwna.  Mimo okularów przeciwsłonecznych widziałam jak przeszedł go strach(?) zaczął rozglądać się na wszystkie strony.
Prychnęłam  i weszłam do pociągu.